„Ja tam jestem tradycjonalistą!”. Jejku, ileż ja razy to zdanie słyszałam. Zawsze z ust pana z obecnego pokolenia pięćdziesiąt plus. Cóż, no to brawo, bardzo racjonalnie. Tradycyjny podział ról jest po niezwykle korzystny. Dla facetów. Wyłącznie. Dlatego zachodzę w głowę, czemu kobiety, choć bez szumnych deklaracji, także wolą status quo utrzymywać. No jasne, że wiertarka jest ciężka, ale to nie jest młot Thora! Unieść się da, nawet przy wierceniu utrzymać w rękach się da. Ale kiedy słyszymy: zostaw kotku, nie zaprzątaj tym swojej ślicznej główki, to jest moja rola – wtedy jakoś od razu tak milej, cieplej koło serca, jakby pierś do talerza z zupą wpadła. No, to ja też muszę wypełnić swoją rolę.
Albo płacenie rachunków. Toż to przecie odpowiedzialność. No
i stres, bo zaraz się może okazać, że kołderka przykrótka. Lepiej niech on się
martwi. Ma do tego lepszą głowę, ona się zajmie tym, co już zna i jest dla
niej prostsze: gotowanie oswojone od lat, największe w nim zagrożenie to to, że
coś się przypali albo że nie będzie czego gotować. Ale w tym, żeby było, już
jego głowa. Z prawdą o sprzątaniu czy praniu zaś już w ogóle nie ma się co
zdradzać. Można to robić do końca życia, bo aż strach pomyśleć o uczeniu
się tej całej technicznej i finansowej abrakadabry. On przy tym robi takie
mądre miny, że lepiej zaniechać prób wkroczenia, by nie wyjść na durnia.
Jak się temu wszystkiemu lepiej przyjrzeć, można nabrać
podejrzeń, że on robi te miny całkiem świadomie. Kto ma większą władzę niż ten,
który dowodzi finansami? W tych czasach rzadko bardzo się zdarza, żeby ona nie
pracowała. A konto jedno, wspólne. Płacenie rachunków nie jest przyjemne, ale
też wcale nietrudne. I nie zabiera aż tak wiele czasu. Cotygodniowe zakupy też
nie. A ile napraw trzeba wykonać w domu w ciągu tygodnia? Nawet nie kilka. Bo
jak się zaczyna wszystko w domu sypać, to się robi remontik, czyli wszystko na
raz, i to rękami wynajętych fachowców. Ostatnio też obserwuję nowy trynd
niezaliczania do męskich powinności koszenia trawy. Panowie chętnie delegują to
zajęcie, które może być naciągnięte na listę czynności porządkowych. A to zadanie
kobiet. Wykonuje się je wprawdzie raz na jakiś czas, ale za to zabiera go sporo
i wymaga równomiernego wysiłku. Podobnie jak reszta kobiecych zajęć. Może
pranie to też czynność w cyklu tygodniowym, ale sprzątanie i gotowanie trzeba
powtarzać codziennie. Pochłania to naprawdę zbyt wiele czasu.
Koniec końców tradycyjne kobiety nie uczą się zagadnień
finansowych i technicznych w skali mikro, czyli w obrębie własnego gospodarstwa
domowego. Niemiłe to, skomplikowane, no i przecież męskie zadanie - nie
będziemy komuś wchodzić w kompetencje. Panowie tradycjonaliści nie uczą się jak
cokolwiek ugotować, zadbać o odzież i nie zarosnąć brudem, bo to nudne, żmudne
i obrzydliwe.
A wtedy nagle umiera jedno z nich.
I co wtedy? Dramat. Nie tylko z powodu straty bratniej
duszy. Widziałam to już kilka razy. „Oj, bo ja nie wiem, gdzie Miecio trzyma
nawóz do trawy, plany domu, hasło do konta” etc. „A, jadłem coś tam, na zimno,
z lodówki, nie wiem, jak to podgrzać. Po co sprzątać, da się żyć, tak jak jest,
trochę się koty nogawek czepiają, ale przecie człowieka nie zabiją”. Pieniędzy
też wtedy robi się mniej. Szczególnie jak się już jest na emeryturze. Panu w
ogarnięciu podstaw życiowych w końcu pomogą uczynne sąsiadki czy inne znajome
singielki. Pani niechętnie, ale zwróci się po radę do dzieci własnych lub
znajomych. Oni wszyscy na pewno pomocy udzielą, ale niestety, najczęściej na
własnych zasadach.






